Little things in life
Yesterday I decided that this note was meant to be an overly
enthusiastic account of my work in hospital. Full of stories of me bonding with
patients, successful cannulas (even on kids!) and joint decision making between
myself, patients and my senior doctors. That was until 10.25am this morning..
I was on adult A&E and there wasn’t much to do. So I
stuck my head in to the resuscitation room to find a 75 year old woman just
brought in by an ambulance. As I was about to leave the room I heard a doctor
shout
“Hey, put on the gloves and carry on with the compressions”.
So I did. The doctor had already managed to break the ribs
so I still remember the sound and feel of crackling underneath my hands. 15
mins later, we were all exhausted. Time of death 10.40am.
Well that definitely put a stop to my “happy Thursday”.
That was my second ever CPR in which I actively assisted. 2nd
unsuccessful. I think I dealt with it better, with less emotions, but it still
makes me appreciate how fragile human life really is.
Nevertheless medicine is not only about the downs, its ups
too. Let me leave you with this
hopefully heart-warming story:
During a ward round in adult A&E I suddenly felt someone
squeezing my hand. It was a 60year old woman, who started to tell me a story. I
almost wanted to carry on walking since I couldn’t even understand half of what
she said. But I tried to listen and she told me she likes to “tidy” twice a day
but she needs help with the tidying. I was going to compliment the woman on
being a tidy person to realize she meant washing herself. She held my hand to
ask for help, as she was too frail and quiet to tell anyone else. I managed to
find a nurse to do it, although it was “post a wash round". The woman got
washed and couldn’t stop thanking me for listening to her and arranging it.
So, I might have not saved a life, but I realise it’s the
little things in life that count..
Małe ważne rzeczy
Wczoraj postanowiłam,
że dzisiejszy wpis będzie charyzmatycznym i zabawnym wpisem o mojej pracy w
szpitalu. Pełnym opowieści o zaznajomieniu się z pacjentami, o wenflonach,
które udaje mi się zakładac(nawet u dzieci!) i o decyzjach, które podejmuje
wraz z pacjentami i przełożonymi lekarzami.
Tak miało byc, aż
do 10.25 dziś rano.
Dzisiaj byłam na
pogotowiu dla dorosłych, ale niewiele się działo. Przez szparę w drzwiach
wetknęłąm swoją głowę do pokoju w której przeprowadza się resuscytację
krążeniowo-oodechową. Była tam 75 letnia kobieta, właśnie przywieziona przez
karetkę. Już miałam wyjśc z pokoju, kiedy lekarz krzyknął do mnie:
- Hej, włóż
rękawiczki i kontynuuj uściski.
Tak więc
zrobiłam. Ów lekarz musiał już wcześniej złamac kobiecie żebra, więc dalej
pamiętam odgłosy i samą kruchliwośc
żeber pod moimi dłońmi. Po 15 minutach wszyscy byliśmy wycieńczeni. Czas
śmierci – 10.40.
Tak więc, to
stanowczo przekreśliło ideę mojego ‘wesołego’ czwartku.
To była moja druga
pierwsza pomoc w szpitalu, w której aktywnie uczestniczyłam. Druga zakończona
niepowodzeniem. Tym razem, myślę, że podeszłam do tego lepiej, mniej
emocjonalnie, ale dalej napawa mnie to refleksją nad kruchością życia ludzkiego.
Mimo wszystko –
medycyna to nie tylko niepowodzenia, to także wesołe chwile. Pozwólcie, że
pozostawię was z tą historią, która mam nadzieję was rozpogodzi.
Podczas obchodu
na pogotowiu nagle poczułam, że ktoś ściska mi dłoń. Była to około 60-letnia
kobieta, która zaczęła do mnie mówic. Już miałam odejśc i podążyc za lekarką
(tymbardziej, że nie mogłam zrozumiec połowy tego, co chciała mi powiedziec),
kiedy zaczęłam słuchac uważniej. Kobieta mówiła, że lubi „oporządzac się/sprzątac” dwa razy dziennie, ale potrzebuje pomocy. Prawie sprawiłam kobiecie
komplement, że dobrze byc czystym człowiekiem, kiedy zorientowałam się jej
chodzi o mycie siebie samej! Ściskała moją rękę żeby prosic o pomoc, ponieważ
była zbyt słaba i cicha aby usłyszał ją ktokolwiek inny. Udało mi się znaleźc
pielęgniarkę, która pomimo że skończyła już poranne mycie ludzi, zgodziła się
przyjśc do kobiety. Została ona umyta i była bardzo wdzięczna, że jej
wysłuchałam i przyniosłam pomoc.
Dziś, może nie uratowałam komuś życia, ale wiem, że co
w życiu jest ważne, jest często bardzo małe
No comments:
Post a Comment