How many newcastle students (+1 glasgow) can you fit in Barbados? |
Accra Beach, Barbados |
*last entry. in both polish and english*
*ostatni wpis. po polsku i angielsku. po polsku na dole strony*
Life is a beach.. and gun
shots.
I'm writing this post rather
reluctantly because of two reasons. I'm back in England now, which
means I should probably start doing a bit more with my life than just
chilling and writing blog entries, but also.. once I'm done with this
post – that's it. My blogging, my journey, my elective will be
officially over.
Barbados has been once again a
completely different island experience for me! Very touristy, with
lots of immaculate white sand beaches and the bluest of blue waters
(imagine a typical Carribbean postcard). Luckily this time I didn't
have to do make any plans as to what to do on the island, as there
was a group of medics from Newcastle already there – and they
planned it for us!
Due to planes in the Caribbean acting a
little more like taxis (a little less like planes, and stopping at
every single island..) my flight to Barbados got delayed by a few
hours. Eventually we arrived to our area of the island –
Christchurch where we managed to have a few cheeky mango margaritas
before heading to bed.
Next day we got taken to much promised
beach with jetties, water trampolines and other beach sport areas. It
shouldn't be a surprise when I say my inner child was well and truly
happy! Jumps, climbs, beach volleyball (ie all things that maximise
fun and minimise my hair getting wet) make me a one happy person. It
was lovely to have a re-union with some friends that I last saw in St
Vincent or Newcastle. Truly tired – that was day one in Barbados.
Day two wasn't all fun and games to
start off with. Stupid tropical storm /hurricane called Ernesto
decided to blow into Barbados causing heavy rainfalls and winds, so
we had to stay at home during the day. Luckily the wind and rain
stopped in the late afternoon so we could leave the house (yayy!) and
head to the infamous fish fry – Oistins. It's made of lots of
stalls where people say all kinds of fish or seafood with provisions
(potatoes, macaroni cheese etc). I must say at 25 Bajan (of Barbados)
dollars, my fried Merlin was the best in terms of value and taste.
At night we transformed into Pirates
and took part in one of the biggest events of the Carnival – what's
called a J'ouvert or a 'foreday morning jam'. Still doesn't make
sense? Well it basically is big parade from night to the morning
hours, where each band follows a truck that plays music, people get
covered in mud/paint/melted chocolate and are given alcohol and
breakfast with the price of the ticket. Very out of ordinary for me –
but soo much fun. Must say, it felt really weird people 'waving us
off' at 1am to then loads of people greeting us in at 7am in the
morning in the streets when the sun is already up. I felt like I
accomplished something comparable to a great north run.. and so what
if I didn't.
Our group 'soca bucaneers' at J'ouvert |
Next few days were spent either
absorbing the Bajan sun or sleeping and chilling. As it was a weekend
I went to catholic church where to my surprise I met a polish priest
and a polish nun! They were with the missions, as there is a deficit
of priests in the Carribean. That was the first mass I went to that
also had an overhead projector for random films and youtube videos
during and after the mass. God bless father Andy and sister Bogumila
who also invited me for a coffee after mass!
Accra beach hotel. chilling (and watching 100m men final) |
And.. drawing to the close.. Monday was
the day of.. Great Kadooment which is the ending of the carnival
season with a very colourful parade similar to J'ouvert but without
the mud, and during the day. To be part of the band and have costumes
for the event cost around 400US dollars, so we decided to just sit on
the streets and observe the parade. And well, there was lots to see –
especially if you're a boy. Sitting down and just observing wasn't
enough though so we started following the bands, all sharing laugh
and giggles (and a few beers), wining away to the music.. when we
heard to gun shots being fired, smelt the gun powder and suddenly it
all felt like it was slow motion.. people were running away to their
trucks and off the streets, and so did we. It's a shame it happened,
and it's a shame we didn't see the parade till the end – but as
they say better be safe and sorry. We might have been at the wrong
place in the wrong time but we took a joint decision to go home.
watching the parade from the rooftop |
and there were things to watch.. |
And in was the time for final goodbyes,
my first ever lonely long-haul flight home, a long journey to
Newcastle (albeit very funny and full of lovely people: big up to the
Lincoln boys who shared their 'Wednesday Champagne' tradition with me
on a train).
a lonely sunrise |
Should I try and sum up my two months
in the Caribbean? Impossible.. All I know is I have less money, more
memories, more appreciation of UK healthcare system, more rum, more
pictures. I am even more eager to travel! I'm thinking Asia next..
but I have developed this long-hate relationship with the Caribbean..
and I know I'm coming back..
Thanks for reading, see you in person!!
London on my return! |
Życie to plaża.. I
strzały z broni palnej
Ten wpis piszę niechętnie
przynajmniej z dwóch powodów. Już jestem w Anglii, co oznacza, że
powinnam zacząć coś robić ze swoim życiem, coś więcej niż
tylko odpoczywać I wpisywać notatki na blogu, ale również oznacza
to, że w chwili kiedy skończę pisać ten wpis – już będzie po
wszystkim. Po moim blogowaniu, po moich podróżach, moja praktyki
zagraniczne oficjalnie już będą zakończone.
Barbados okazał się
zupełnie inną wyspą od St Vincent I od Trynidadu a co za tym się
wiąże był dla mnie nowy doświadczeniem. Był nastawiony na
turystykę, z nieskalanymi białymi piaskami I najbardziej niebieskim
z morzów (wyobraźcie sobie typową Karaibską pocztówkę). Na
szczęście na Barbadosie planów co to zwiedzania robić nie
musiałam, jako, że grupa moich znjaomych z Newcastle już tam była
– wszystko dla nas zaplanowali!
Samoloty na karaibach
zachowują się bardziej jak taksówki, a mniej jak samoloty –
zatrzymują się na każdej małej wyspie zanim dotrą do celu. Z
tego powodu mój lot na Barbados opóźnił się o kilka godzin, ale
dotarliśmy tam późnym wieczorem, gdzie był zdążyłam jedynie
wypić parę koktajlów alkoholowych przed snem I już był czas na
sen.
Następnego dnia zaostaliśmy
zabrani na wcześniej obiecaną 'sportową' plażę, z podestami do
skaknia, wodnymi trampolinami, kortami do grania w piłkę siatkową
itp. Nie będzie to chyba zaskoczeniem, kiedy powiem, że obudziło
się we mnie dziecko I byłam szczęśliwa. Skakanie, wspinanie się,
siatkówka plażowa (czyli wszystko z największą ilością zabawy
przy najmniejszej ilości zmoczonych przeze mnie włosów) to to co
tygryski (czytaj winia) lubią najbardziej.
Świetnie było znów
spotkać się ze znajomymi, których ostatnio widziałam albo w St
Vincent, albo w Newcastle. Na pozytywnym zmęczeniu - tak minął w
Barbados dzień pierwszy.
Dzień drugi zaczął się
mizernie. Głupi huragan tropikalny o imieniu Ernesto zdecydował się
wiać właśnie w stronę Barbados powodując ciężkie opady deszczu
I wichury, więc musieliśmy zostać w domu w ciągu dnia. Na
szczęście wiatr I deszcz ustał późnym popołudniem więc
mogliśmy opuścić mieszkanie (hip hip hurra). Udaliśmy się na
słynny market rybny w Oistins, gdzie smażą rybki z dodtakiem
ziemniaczków, makaranu I innych przed oczami ludzi. Za 25
barbadoskich dollarów mój smażony marlin (ryba żaglicowata) był
niepokonany w kwestii I smaku I pieniędzy!
W nocy przeobraziliśmy się
w piratów podczas jednego z większych wydarzeń tamtejeszego
karbawału – J'overt również znany jako 'foreday morning jam'.
Czy dalej to nic dla was nie znaczy? W skrócie jest to wielka parada
nocna aż do godzin porannych, gdzie podąża się za ciężarówką
z muzyką, ludzie zazwyczaj zostają pokryci błotem/farbą/roztopioną
czekoladą a w cenie biletu dostaje się też alkohol I porannne
śniadanie na skończenie imprezy. Coś zupełnie nieznanego mi
wcześniej, ale jest coś w tym szaleństwie jest!! Muszę przyznać,
że dziwnie się czułam, kiedy ludzie przychodzili w nocy o 1 I rano
o 7 aby nas zobaczyć I bić nam brawo. Czułam się co najmniej
jakbym przebiegła półmaraton, a nie przeszła 3.5km w nocy na
wielkiej ulicznej imprezie..
Następne parę dni
spędziliśmy na rozkoszowaniu się barbadoskim słońcem, albo na
spaniu czy też słodkim 'nic-nierobieniu'. Z racji niedzili wybrałam
się do kościoła, gdzie ku mojemu zdziwieniu spotkałam polskiego
wikarego I polską siostrę zakonną (urszulankę). Byli tam na
misjach, z powodu niedoboru duchowieństwa na karaibach. To również
była pierwsza msza, na której byłam, podczas której ksiądz
używał rzutnika do pokazywania filmików z youtuba I innych!
Szczęść Boże za gościnę I kawę do księdza Andrzeja (Andy'ego)
I siostry Bogumiły!
Church with a polish priest and youtube videos |
I zmierzając ku końcowi..
poniedziałek to dzień wielkiej kulminacji karnawału – tzw Great
Kadooment. Polega on na podobnej paradzie ludzi jak podczas
piątkowego J'overt, tyle że bez błota I w multikolorowych
karnawałowych przebraniach. Koszt udziału w takiej paradzie łącznie
z kostuimem to niestety około 400dollarów amerykańskich.. więc my
oglądaliśmy ten pochód z chodników ulic – a było co oglądać
(szczególnie dla chłopców). Po jakimś czasie obserwowanie ludzi
nam się znudziło I postanowiliśmy dołączyć się do tyłów
tańczących zespołów. Podążaliśmy w rytm karaibskiej muzyki,
popijaliśmy piwo, śmialiśmy się I cieszyliśmy się dniem.. kiedy
to usłyszeliśmy wystrzał z broni palnej, poczuliśmy unoszący się
w powietrzy zapach nabojów I nagle wszystko jakby działo się na na
zwolnionych obrotach. Ludzie uciekali z miejsca wystrzału do swoich
ciężarówek I zdala od ulicy, tak więc I my zaczęliśmy biec.
Szkoda, że ktoś tak popsuł imprezę I szkoda, że nie zobaczyliśmy
wielkiej kuliminacji parady – ale lepiej dmuchać na zimne.
Możliwe, że byliśmy w złym miejscu o złej porze, ale na
szczęście nikomu nic się nie stało I lepiej było po prostu
wrócić bezpiecznie do domu.
carnival!! |
I tak przyszedł czas na ostatnie
pożegnania, mój pierwszy w życiu tak długi I samotny lot do domu,
długą podróż pociągową z Londynu do Newcastle (podróż co
prawda długa, ale bardzo zabawna I pełna fajnych ludzi po drodze.
Pozdrawiam chłopców z Lincoln, którzy podzielili się ze mną ich
tradycją “szampańskiej środy' w pociągu)
Czy powinnam teraz podusmować moje dwa
miesiące na karaibach? Myślę, że jest to niemożliwe.. Mogę
jedynie napisać, że mam teraz zdecydowanie mniej pieniędzy, ale
więcej wspomnień, bardziej szanuję angielską służbę zdrowia,
wypiłam dużo rumu I mam mnóstwo zdjęć! Nie mogę się doczekać,
by więcej podróżować! Myślę teraz o Azji.. ale wiem, że
pomiędzy mną a karaibami jest taka nietypowa więź ubóstwiania I
nienawiści.. na zasadzie 'kto się czubi ten się lubi'.. I już
wiem, że kiedyś tam wrócę.
I will miss cheeze stiks
and coconuts M&Ms! |
Tymczasem, dziękuję za czytanie I do
zobaczenia twarzą w twarz!! :)
Byeee (from the bottom of the carnival truck!) paaaaa! |